środa, 2 lipca 2014

ROZDZIAŁ II

„ Zbite lustro nie odpowie nam nic, 
za późno by odszukać tych win.
Dzień za dniem wlecze wspomnienia te,
w których noc rozpieszczała nasz sen. ”


* Dwa tygodnie później *

          

       Smutek w jego oczach było widać na kilometr. Diana nadal się nie wybudziła.  Czuł się winny całej tej sytuacji. Gdyby nie dał się tak podejść Angelinie jego żona na pewno o tej porze szykowała by mu śniadanie i budziła czułym pocałunkiem w usta. Zawsze tak robiła. Na samą myśl tego wspomnienia uśmiecha się i opuszkami palców dotyka swoich ust. Na komodzie obok ich dużego łóżka stało zdjęcie. Chwycił je i przypomniał sobie najpiękniejszy dzień swojego życia.

- Wyglądasz pięknie. 
Ona ubrana w długą, piękną białą suknię, 
z przeróżnymi dodatkami.
On w elegancki garnitur szyty na miarę. 
- Dziękuję. Ty też przystojniaku. - zarumieniła się troszeczkę. 
Po błogosławieństwie rodziców jechali do kościoła.
Gazety w całych Niemczech  „huczały” o ważnym wydarzeniu dla tych dwojga osób. 
Gdy podchodził do ołtarza by przysiąc miłość swojej ukochanej wcale się nie denerwował. Jakby wiedział, że
na zawsze już będą razem, że nic ich nie rozdzieli.
- Nareszcie. - szepnął jej na ucho po skończonej Mszy Św.
- Kocham cię. - odpowiedziała cicho, ale pewnie. 
Stali przed kościołem słuchając życzeń od zaproszonych gości. Nie było ich mało, ponad pięćset osób. 
Nie przeszkadzało im to, bo w tym dniu to oni byli najszczęśliwszymi ludźmi na ziemi. 
Wesele odbyło się w Zum Alten Markt.
Wszyscy goście dobrze się bawili i nie szczędzili alkoholu nawet Jürgen Klopp, który nie jest zadowolony jak jego piłkarze za dużo wypiją a na drugi dzień nie dają rady biegać za piłką, bo męczy ich „kac morderca, ale co innego wesele, a co innego impreza. O drugiej w nocy wszyscy wyszli na zewnątrz, aby zobaczyć pokaz fajerwerków przygotowany przez świadków. Mario Götze i Melanie Reus - siostra Marco. Mario trochę miał problemów, nie pomogło mu przy tym wypita duża ilość alkoholu, ale po kilku minutach udało mu się odpalić potrzebne narzędzia. 
Po godzinie siódmej rano  prawie wszyscy się rozeszli, by wyspać się na  poprawiny. 
- Ale wy się kochacie. - stwierdziła żona Łukasza Piszczka - Ewa.
- Nie widzę świata po za nią. - powiedział i pocałował Dianę w czoło.
- Dziękujemy, że przyszliście. 
- Zabawa była świetna na poprawiny też przyjdziemy i jeszcze raz życzymy szczęścia na nowej drodze życia. - odparł Łukasz. 

     Odłożył zdjęcie na miejsce i najszybciej jak się dało pojechał do szpitala. Po godzinie drogi był na miejscu. Wszedł do sali, w której leży jego ukochana, ucałował ją w czoło i usiadł na krześle. 
- Przepraszam. Przepraszam, że byłem taki głupi. Kocham cię i nie chcę cię stracić. Zrobię wszystko żebyśmy znowu byli razem.- zapadła cisza, słychać było tylko szpitalną maszynę.  - Schrzaniłem wszystko. Przepraszam. - dodał po chwili. Chwycił dłoń Diany i całował nią. Siedząc tam przez kilka minut poczuł, że dziewczyna próbuje ruszyć palcami. Z nadzieją w oczach patrzył na jej bladą twarz, czekał aż otworzy oczy. Do sali wszedł lekarz brunetki - siwy, starszy mężczyzna po pięćdziesiątce. Stał tak przez chwile patrząc na nią.
- Budzi się. - uśmiechnął się przyjaźnie do Marco. W jednej chwili Marco zagościł uśmiech na twarzy.
- Czyli już wszystko będzie dobrze ?
- Tak. Raczej tak. - odpowiedział.
- Marco.. - rzekła cicho, resztkami sił.
- Przepraszam, ale musimy pacjentce zrobić kilka badań. Niech pan zaczeka na korytarzu panie Reus. - Marco zrobił tak jak chciał Lekarz David. Usiadł na krześle i wyjął telefon. Musiał powiadomić o tym Mario, który także pojechał się umyć i przebrać.
      Po trzydziestu minutach lekarz oznajmił mu, że może wejść do żony. Usiadł na krześle i ucałował ją w dłoń.
- Marco.. - znowu wypowiedziała jego imię i znowu resztkami sił. Była bardzo słaba, jej organizm jeszcze nie przywykł.
- Cichutko, jestem przy tobie... Nie mów nic już..
- Co się stało ?
- Miałaś wypadek. Jakiś kierowca w ciebie wjechał. Nie martw się jak tylko go znajdę załatwię go raz na zawsze. Tak się cieszę, że się obudziłaś. - jeszcze raz ucałował jej dłoń. - Cicho, nie mów nic.. Jesteś bardzo słaba. - oznajmił, gdy zobaczył, że chce coś powiedzieć.
- Jak się czujesz Diana ? - do sali weszli Ewa z Łukaszem.
- Dobrze - brunetka wymusiła się na lekki uśmiech.
- Widzę, że jesteś bardzo słaba.. A może jesteś głodna? Chcesz coś do jedzenia ?- zapytała Ewa, kochana, troskliwa Ewcia - pomyślała dziewczyna.
- Diana ! - tym razem to Mario wparował do sali. - Ale ty blada jesteś.. Nie wyglądasz najlepiej.. - powiedział zmartwiony.
- Götze, ty to potrafisz pocieszyć kobietę, nie ma co.. - zaśmiała się Ewa, by rozluźnić trochę atmosferę.
- Ale przecież nic takiego złego nie powiedziałem. - bronił się młody Niemiec. 
      Łukasz i Ewa przesiedzieli u Diany całe trzy godziny. Musieli się zbierać żeby zdążyć odebrać córkę od opiekunki. Mario i Marco nadal czuwali przy niej i żaden nie miał zamiaru na razie opuszczać próg tego szpitala. Diana była im za to wdzięczna. Wiedziała, że prędzej czy później będzie musiała porozmawiać z Marco, ale nie chciała jak na razie tego robić. Bała się. Będąc w śpiączce słyszała wszystko co do niej mówił. Być może mu wierzyła. Ale jeszcze nie wybaczyła. Będzie musiał o nią powalczyć.

__________________________________________
I oto rozdział drugi :))
Jestem Wam bardzo wdzięczna za komentarze pod poprzednim rozdziałem . :)
Dziękuję i mam nadzieję, że Wam się spodoba nowy ;)
Rozdział dodaje wyjątkowo dzisiaj, ale następne już będę dodawać w terminie, czyli gdzieś w weekendy ;P
Pozdrawiam. <3