wtorek, 25 listopada 2014

ROZDZIAŁ XI

„ Tak samo się uśmiechasz i tak samo jesteś piękna,
tylko dawno w tym uśmiechu nie potrafię znaleźć szczęścia. ”




                           Co trzeba zrobić żeby żyć wiecznie? Nic się nie da zrobić, tak samo jak trudno jest żyć z czymś co niszczy nas od środka, z czymś co nas ogłusza, rozkleja. Niektórzy ludzie wymyślają historie o życiu, który nazywają podarunkiem od Boga, według nich trzeba je przeżyć jak najlepiej i najgodniej, choć sami siedzą z nosem w książkach i obwiniają cały świat o niepowodzenie. Takich ludzi jest wielu na tym świecie. Inni uważają, że życie nie jest podarunkiem a pożyczką i urodziliśmy się po to, aby ją spłacić. Istnieje wiele teorii o życiu, ale często nie zdajemy sobie sprawy z tego jak powinno ono wyglądać.
                           Blondyn odwiózł Dianę pod dom Mario, ona rzuciła tylko krótkie „ cześć ” i trzasnęła drzwiami. Gdy tylko weszła poczuła pewien zapach, ale nie było to zbyt przyjemne i zaczęła się dusić. Szybko spostrzegła, że coś się przypaliło, więc jak najszybciej udała się do kuchni gdzie zastała Mario, który otwierał okno cicho klnąc pod nosem.
- Nawet na jeden dzień nie można cię zostawić samego. - zaśmiała się , czym dała o sobie znać. Młody Niemiec odwrócił się i wyściskał ukochaną.
- To nie zostawiaj więcej. - ukazał rząd białych zębów. - Próbowałem ugotować coś dla ciebie... Taką niespodziankę ci zrobić. - wyjaśnił powód całego bałaganu w kuchni.
- To może razem coś upichcimy teraz. - zaśmiała się i pocałowała go w policzek.
- Czemu tylko w policzek. - udał z udawanym smutkiem. - Liczyłem na coś więcej. - uśmiechnął się chytrze po chwili, a dziewczyna już wiedziała, że nie odpuści i liczy na coś więcej. Pocałowała go szybko w usta i powiedziała cicho „ potem ”. Zaczęli przygotowania do obiadu. Początkowo nie mieli pomysłu, bo większość składników jakie były Mario wykorzystał do zrobienia „ niespodzianki ” i wszyscy wiemy jak to się skończyło.
                          Gdy tylko zjedli obiad udali się na SIP. Dzisiaj Borussia grała mecz z Hamburgiem. Mario poszedł do szatni a Diana usiadła na trybunach. Miała na sobie koszulkę z nazwiskiem „ Götze”, czarne rurki i w takim samym kolorze botki DeeZee na obcasie. Przed każdym meczem żółto- czarnych towarzyszy jej strach, ale także ogromne szczęście, że może kibicować swojej ukochanej drużynie w dodatku,  której barwy reprezentuje mąż. Tak nie przesłyszeliście się Diana nadal czuje coś do Reus' a , ale jest zbyt dumna by wybaczyć zdradę dlatego przez to wszystko cierpi. Obok niej usiadła Ewa. Kobiety od pierwszego spotkania nawiązały dobry kontakt dlatego często ze sobą bywały. Dla Niemki Ewa była jak starsza siostra, która zawsze pomoże w każdej sytuacji. Polka miała podobnie, traktowała dwudziestolatkę jak młodszą siostrę. 
- Dawno nie siedziałam na tych trybunach i nie kibicowałam. - zaczęła młodsza. Od czasu wypadku nie miała okazji zasiąść na tych krzesełkach, które wiążą ze sobą tyle wspomnień. Uśmiechała się od ucha do ucha móc znowu tu być.
- A ja dawno nie kibicowałam z tobą. - oznajmiła i posłała jej szczery uśmiech. Ewa była szczerą osobą i nigdy nikogo nie udawała, dlatego wszyscy mieli do niej ogromny szacunek. 
- Gdzie masz Sarę ? - zapytała. Często żona Piszczka zabierała ze sobą pociechę, szczególnie wtedy kiedy  były mecze w Dortmundzie. Gdy grali na wyjeździe zdarzało się to rzadziej, w sumie można było to zliczyć na palcach u jednej ręki.
- Z mamą została. - wstała z zajmowanego miejsca i pomachała w stronę kobiety. Niemka szybko spojrzała w tamtym kierunku, ale nie rozpoznała jej. Usłyszała ciche „ przepraszam ” od przyjaciółki, a po chwili ułożyła sobie to wszystko w głowie. Zadowolona Angelina zmierzała w ich kierunku. Dianie natychmiast uśmiech znikł z twarzy. W głowie miała tylko jedno pytanie - „ Czy ten związek Marco z Angeliną jest na poważnie ? ” Odpowiedziała sobie sama. „ Widocznie tak, jeśli ona przychodzi na jego mecz. ”
- Hej dziewczyny. - ucałowała obie w policzek, jakby były nie wiadomo jakimi przyjaciółkami. Usiadła obok Niemki, uśmiechając się w stronę murawy. Piłkarze skończyli już rozgrzewkę i udawali się do szatni. Marco spojrzał w ich stronę i pomachał. Angelina od razu mu odmachała.
          Po kilkunastu minutach piłkarze ponownie pojawili się na murawie, ale tym razem w odpowiednich strojach z nazwiskami na plecach. Przywitali się i zaczęli grać. Diana nie mogła przestać myśleć, cały czas miała nadzieję, że jej małżeństwo z Marco nadal będzie trwać, ale w sumie dała nadzieję Mario i bardzo tego żałuje. Najgorsze jest w tym wszystkim to, że nic nie może zrobić. Poderwała się z krzesła, gdy tylko Ewa zaczęła piszczeć ze szczęścia. Jeden do zera dla pszczółek. Bramkę strzelił Mario, który pobiegł w stronę naszego sektora i pokazał serduszko. Była pewna, że ten gest  był skierowany do niej. Odwzajemniła to tylko lekkim uśmiechem, ale jak można się było domyślić nie był on szczery. Wynik utrzymał się do przerwy.
- Idziemy kupić sobie piwo ? - zapytała Ewa. Diana uśmiechnęła się do niej i już miała coś powiedzieć, lecz uprzedziła ją nowa dziewczyna Reus' a.
- Ja nie mogę, staramy się z Marco o dziecko, a lekarz powiedział, że najlepiej nie pić dużo alkoholu. - oznajmiła, a dwudziestolatka poczuła jak wielka gula rośnie u niej w gardle i nie może nic powiedzieć. Ale żeby nie wyjść na bezduszną egoistkę wymusiła uśmiech, gest ten był dla niej ciężki do wykonania.
- Gratuluję, od zawsze marzył o dziecku. - te kilka słów wypowiadała z takim trudem jakby umierała, w sumie tak samo się czuła.
- To my się napijemy piwa, a tobie przyniesiemy sok. - uratowała ją w tym momencie żona Piszczka. Wiedziała jak bardzo zabolały kobietę te słowa. Nie bardzo podobała jej się nowa wybranka pomocnika Borussii Dortmund, ale żeby nie zrobić jej przykrości zaprosiła ją do towarzystwa. Była wtedy w domu Marco, bo razem z mężem została zaproszona na kolację.


_______________________________
Wybaczcie, że tak późno i nudno... ;(
Nie wiem kiedy następny rozdział, ale nie będę już dodawać w jakimś określonym terminie, bo nie chce was rozczarować. Może napiszę coś za kilka dni, może za tydzień. Nie wiem. Mam tylko nadzieje, że nie zrezygnujecie z tego opowiadania i będziecie razem ze mną.
Pozdrawiam. <3




poniedziałek, 10 listopada 2014

ROZDZIAŁ X

„ Pogódź się z przeszłością,
by nie psuła ci teraźniejszości. ”


                 Dojechali na miejsce po ponad godzinie. Rodzice Marco mieszkali daleko, dlatego droga była przebyta w tak długim czasie. Mężczyzna otworzył żonie drzwi od swojego Range Rovera i z torbami udał się do swojego rodzinnego domu, w którym się wychował. Jak zawsze z wielkim uśmiechem na twarzy przywitała ich Manuela - mama Marco, a wtórował jej w tym mąż - Thomas. Wszyscy zasiedli w salonie czekając na siostry blondyna. 
- Marco, jak treningi ? Nie widziałem cię ostatnio na meczu. Nie było cię nawet na ławce.. - pytał zaciekawiony Thoma. Był bardzo zdziwiony, gdy włączył telewizor, by zobaczyć swojego syna w akcji, nie znalazł go na ławce rezerwowych, a tym bardziej w składzie. 
- Chory byłem, ale na szczęście moja ukochana się mną zajęła prawda ? - zapytał spoglądając na swoją małżonkę, w tym czasie wszystkie pary oczu były na nią skierowane. Ona czując, że nie może powiedzieć prawdy, przeraziła się. 
- Przesadzasz. Przecież nic takiego nie zrobiłam..- zarumieniła się i spojrzała na swoje dłonie, które teraz wydawały się być najciekawszą rzeczą w tym pomieszczeniu. 
- Jesteś za bardzo skromna kochanie. - ucałował ją w skroń i popatrzył na swoich rodziców, którzy w głowach mieli jedno zdanie na temat miłości syna i synowej. Wiedzieli jak oni bardzo się kochali i kochają po dziś dzień. W pewnym sensie mieli rację, Marco i Diana bardzo się kochają, ale w ich związek wkradł się pewien kryzys, którego nie uda się od tak wymazać.
- Pójdę zobaczę co z naszym obiadem.- oznajmiła Manuela wstając z kanapy i ruszyła w kierunku kuchni. Diana nie lubiła siedzieć bezczynnie i patrzeć jak ktoś sam musi przygotowywać różne rzeczy, ruszyła za nią w międzyczasie proponując pomoc. Starsza kobieta przywykła do tego, że jej synowa nie chce siedzieć bezczynie, od razu się zgodziła. Wszystko było już prawie gotowe, trzeba było tylko zrobić sałatkę. - Jak wam się układa, kochana ? - zapytała z wielkim uśmiechem na twarzy krojąc pomidora. 
- Mamo może usiądziesz a ja z Dianą przygotujemy tą sałatkę ? - do pomieszczenia wszedł Marco, który uratował małżonkę od odpowiedzi na pytanie, które zadała jej teściowa. 
- Marco.. Przecież sobie poradzimy.- odpowiedziała jak zawsze z uśmiechem. Nie było dnia, aby ta kobieta się nie uśmiechała. Zawsze tryskała energią.
- Mamo..- nalegał młody Niemiec. Był upartą osobą, choć miał to po ojcu. Dlatego Manuela postanowiła zrezygnować z dalszego spławiania syna.
- To co ja mam robić ? - zapytał całując swoją żonę w szyję.
- Piłeś. - oznajmiła czując alkohol.
- Tylko jedna mała naleweczka.- próbował uspokoić swoją żonę. Wiedział, że nie znosi gdy ktoś nadużywa alkoholu, a on od pewnego czasu za dużo pije.
- Nie dotykaj mnie. - wyswobodziła się z objęć mężczyzny i spojrzała w jego brązowe oczy. Nigdy nie mogła się im oprzeć, tak jak tym razem, ale musiała być silna. - Dlaczego to robisz ? - zapytała,
- Nie płacz. - wytarł łzy spływające z po jej policzkach. - Nawet nie wiesz jak bardzo cię kocham. - powiedział cicho i pocałował ją delikatnie w usta. Diana chciała tego, dlatego oddawała pocałunki. Muskali się delikatnie ustami, gdy do kuchni wparowały siostry Marco.
- My chyba przeszkadzamy...- powiedziała młodsza z sióstr- Melanie.
- Nie skądże.. - uśmiechnął się najmłodszy z rodzeństwa i przywitał się z siostrami wielkim uściskiem, co zrobiła także Diana. Kobiety bardzo lubiły swoją bratową i darzyły ją wielkim zaufaniem. - To ja pójdę do Nico. - wyszedł z kuchni i jak najszybciej udał się do swojego siostrzeńca. Uwielbiał tego małego brzdąca. Sam chciałby mieć swoje dzieci, ale jak na razie to nie będzie możliwe.
- Jak tam ? Kiedy doczekamy się waszego potomka? - zagadnęła Melanie, która zawsze była szczera i mówiła to co ślina na język jej przyniosła.
- To nie jest na razie takie proste. - odpowiedziała zgodnie z prawdą. Nie chciała się wyżalać, ale komuś musiała to powiedzieć, a siostry Marco były jedynymi najbardziej zaufanymi i wyrozumiałymi osobami w tym domu. - Pogadamy potem. - uśmiechnęła się blado i zaniosła sałatkę na stół gdzie stała już większość jedzenia.
            Po wspólnym obiedzie Yvonne zabrała swoją bratową do ogrodu, gdzie stała wielka huśtawka, na której usiadły.
- No mów teraz. - uśmiechnęła się by dodać otuchy dziewczynie.
- Nie wiem co mam robić. - westchnęła i samotna łza spłynęła po jej policzkach. - Marco mnie zdradził. Ja zdradziłam potem jego i czuję, że oddalamy się od siebie.
- Jak to cię zdradził ? Kiedy ? - zapytała zdziwiona. Według niej brat i bratowa tworzyli idealną parę na zawsze. Widziała jak się kochają, jak dobrze się ze sobą czują. Była pewna, że przetrwają wszystkie przeszkody.
- Dowiedziałam się przed wypadkiem. Angelika pamiętasz ? - chlipnęła a kobieta kiwnęła głową. - Przyłapałam go, a potem była kłótnia, krzyki, ciche dni, potem wypadek, a na koniec ja się przespałam z Mario. - wybuchnęła płaczem, a dziewczyna mocno ją do siebie przytuliła. Diana nie spodziewała się takiej reakcji, myślała, że dziewczyna ją wyśmieje, że zacznie na nią krzyczeć, że nie zrozumie, ale bardzo się pomyliła. Yvonne była bardzo mądrą kobietą dlatego nie robiła jej pretensji.
- Powinniście porozmawiać. - oznajmiła.
- Rozmawiamy cały czas, ale nie wiem czy coś z tego będzie..

________________________________
Jak podoba się rozdział ? Jak myślicie będzie coś jeszcze między Marco a Dianą ? ^^
Dziękuję, za te miłe słowa przy poprzednim rozdziale ! :)
Wybaczcie, że tak krótko i tak późno.. Następny będzie o wiele dłuższy i w terminie ;) :P
Pozdrawiam. ♥

niedziela, 2 listopada 2014

ROZDZIAŁ IX

„ Milczenie to przyjaciel, 
który nigdy nie zdradza. ”



                    Kim jest prawdziwy przyjaciel ?- jest kimś szczególnym. Dla niego nie ważne jest to czy jesteś bogaty, czy może biedny, ładny czy brzydki, dla niego najważniejsze jest twoje szczęście. On będzie cię chwalił w oczach innych ludzi, ale gdy będziecie sami wyzna szczerą prawdę.
                    Mario nie zmrużył oka przez całą noc, tak jakby się bał, że jak zaśnie to Diana ucieknie. Po godzinie ósmej rano wydawało mu się, że coś słyszy w sąsiednim pokoju. Jak najszybciej ubrał bokserki i wyszedł, wtedy zamarł. Nie spodziewał się go tutaj.
- Mario, gdzie Diana ? Muszę z nią porozmawiać. - powiedział swoim charakterystycznym, zachrypniętym głosem. Przyszedł tu przeprosić Dianę. Był pijany, nie wiedział co mówi. Był pewny, że Niemka nie zrobiła by mu czegoś takiego. Nie zdradziła by go, tym bardziej z Mario. Nie doczekał się odpowiedzi ze strony młodszego piłkarza. - Mario ?. O co chodzi ? Czemu nie chcesz mi nic powiedzieć ?. - niecierpliwił się.
- Marco, Diana wyszła nie dawno. - skłamał, wiedział, że tak będzie najlepiej. Nie chciał zranić swojego najlepszego przyjaciela.
- Gdzie ? - dopytywał.
- Nie powiedziała.
- Mario ? - z sypialni bruneta wyszła ubrana w jego koszulę Diana. W oczach blondyna od razu zawitał gniew i wcale nie chciał go maskować.
- Ty sukinsynie ! - rzucił się na młodszego z pięściami. - Jak mogłeś ?! Jesteś nikim ! Tak postępuje przyjaciel ? - zapytał ze łzami w oczach nie przestając uderzać kolegi z drużyny.
- Marco uspokój się ! - próbowała przemówić mu do rozumu Diana, lecz to wszystko było na nic. W końcu przestał, a twarz bruneta nie wyglądała za dobrze. Ostatni raz spojrzał na nich obojga z pogardą i wyszedł.
- Mario wszystko w porządku ? - zapytała z troską Niemka.
- Tak, tylko trochę piecze. - wymusił uśmiech.
           Diana opatrzyła twarz bruneta i przygotowała mu śniadanie na trening. Do ośrodka treningowego musiała pojechać razem z nim. W końcu trzeba było wrócić do pracy. Całą drogę przebyli w ciszy, oboje myśleli o tym wszystkim. To na pewnie nie miało prawa się wydarzyć, ale nikt już czasu nie cofnie. Diana żałuje tego wszystkiego, a Mario? Mario ma nadzieję, że w końcu będą razem.
           Weszła do swojego gabinetu i rozglądnęła się dookoła. Dawno tu nie była. Panował tu większy bałagan niż myślała. Musiała się zabrać do roboty więc wszystkie dokumenty posegregowała i powypełniała. Po około godzinie usłyszała pukanie do drzwi, odpowiedziała z uśmiechem „ proszę ” i czekała na swojego gościa.
- Witam, panią psycholog. - przywitał się radośnie.
- Marco ? - zapytała zdziwiona.
- Co tylu kochanków masz, że nie jesteś pewna jak się twój mąż nazywa ? - zakpił.
- Porozmawiajmy poważnie, proszę.
- Przytyłaś trochę, czyżbyś w ciąży była ?.-
usiadł wygodnie na fotelu przy biurku.
- Po co przyszedłeś ?
- Moja mama zaprosiła nas na obiad w niedziele.
- Nie powiedziałeś jej o niczym ?
- Nie.. - unikał kontaktu wzrokowego z Niemką.
- Jak ty to sobie wyobrażasz ?
- Nie wiem, może Mario się zgodzi bym zabrał SWOJĄ żonę na obiad do rodziców. - dał wyraźny nacisk na słowo swoją.
- Dlaczego to robisz ? - zapytała ze łzami w oczach.
- No oczywiście.. Najlepiej zwalić całą winę na mnie. - przewrócił oczami.
- Zachowujesz się jak bachor ! - krzyknęła.
- Nie zmieniłaś się. - uśmiechnął się ironicznie. - Nadal lubisz zakładać stringi. - powiedział jej na ucho, za te słowa dostał w twarz.
- Co ty sobie myślisz suko ? Pomyliłaś się ! - przycisnął ją do ściany i wysyczał jej to prosto w twarz.
- Puść mnie !
- Ślicznie wyglądasz jak się złościsz. - powiedział i musnął jej usta. - Widzimy się w niedziele, będę o dziesiątej. - wyszedł.
              Dziewczyna nie mogła się już skupić. Jak tylko Mario skończył trening przyszedł po nią i wrócili razem do domu.
- Jak trening ? - zapytała obierając ziemniaki.
- Dobrze. - uśmiechnął się i powrócił do krojenia warzyw.
- Marco był u mnie. - powiedziała cicho.
- I co mówił ? - zapytał nie pewnie.
- Muszę jechać z nim do rodziców na obiad.
- Tak sobie to wymyślił.. - pokręcił głową z ironicznym uśmiechem.
- Mario ? O co chodzi ?.
- Nie o nic. Nie ważne.- podszedł do niej i złożył buziaka na jej odkrytym obojczyku, na co ta cicho zachichotała.



( Dwa dni później. )

        Niedziela. Marco przyjechał punktualnie o dziesiątej i zadzwonił do drzwi. Otworzył mu zadowolony Mario, który był w samych bokserkach.
- Ubierz się chłopie, bo jeszcze ktoś zobaczy. - oznajmił starszy.
- Ciebie też miło widzieć.
- Diana gotowa ?.
- Myje zęby, wchodź. - zaprosił go do środka w międzyczasie ubrał spodnie, które leżały na kanapie.
- To może ja wezmę jej torbę. - uśmiechnął się Marco.
- Jaką torbę ? Przecież jedziecie tylko na obiad. - zdziwił się Mario.
- Zostajemy na noc. Zawsze tak robiliśmy.
- Będziesz musiał poczekać trochę dłużej, powiem Dianie. - poszedł do łazienki, w której przebywała Niemka i powiadomił ją o planach mężczyzny.
       Kilkanaście minut później Diana i Mario żegnali się czułym pocałunkiem co nie spodobało się Marco.
- Możemy już jechać ? - zapytał.
- Będę tęsknił. - powiedział Mario i ostatni raz pocałował swoją ukochaną.
      W drodze do rodzinnego domu Reus 'a, małżonkowie prawie w ogóle nie rozmawiali. Chodź czasem wymieniali się różnymi tematami.
- Co u Angeliny ? - zapytała dziewczyna, bardzo kusiło ją to by zadać to pytanie,a ciekawość zwyciężyła.
- W jakim sensie pytasz ? - zaśmiał się pod nosem. - Chodzi ci o to czy nadal jesteśmy razem ?.
- Tak. - odpowiedziała nie pewnie.
- Rozczaruje cię słonko, ale jesteśmy nadal razem i do tego bardzo szczęśliwi. - powiedział zadowolony, a Niemka poczuła jak w gardle rośnie jej gula. Nie mogła nic z siebie wydusić. Łudziła się, że jeszcze będą razem, ale to raczej nie możliwe.
- To czemu nie pojechałeś z nią do swoich rodziców ? Poznaliby ją przynajmniej. - powiedziała z niesmakiem.
- Pogrążasz się mała. - odpowiedział jej.
- Nie mów tak do mnie. - powiedziała przez zaciśnięte zęby.


____________________________________
Witam !
Jak podoba się rozdział ? Proszę o szczere opinie.
Pozdrawiam. <3 ♥